środa, 19 października 2016

Co z tego wynikło...


Witam,
niedługo minie trzy lata od mojego pierwszego wpisu.
Trzy lata od powstania 
Wrocławskiej Szkoły Szycia
Patchworków.
Pomysł pierwszy raz zaświtał mi jeszcze w liceum...

Blog miał być "o marzeniach, pomysłach
 i o tym, co z tego wyniknie.."
Marzenia i pomysły były bardzo kolorowe-
jak patchworkowa narzuta.
Marzyłam o pięknej pracowni, w której spotykałyby się kobiety z pasją,
w której tworzyłyby się przyjaźnie,
w której powstawałyby wspaniałe quilty moje i nie tylko.
Marzyłam o słodkim sklepiku z  patchworkami,
akcesoriami do szycia,
bawełnianym rękodziełem.
( to jasne, że drzwi miały się nie zamykać :) )

Miał być w moim kochanym Wrocławiu, przy urokliwej uliczce.

Co z tego wynikło?

Bardzo wiele z tej słodkiej wizji udało się urzeczywistnić.
Każdy kurs, który prowadziłam, wszystkie poznane osoby
dały mi wiele radości. Zawiązałam ciekawe znajomości i przyjaźnie.
Pracownia powstała piękna, jasna i kolorowa.

Przez dwa lata na Komuny Paryskiej
( która urokliwą uliczką N I E była)
nauczyłam się bardzo wiele 
w temacie prowadzenia własnej firmy,
od strony prawnej, finansowej, księgowej.

Zgłębiłam moc internetu- ja- do tamtej pory
"bez zasięgu" i potrzeby tegoż zasięgu.

O maszynach- hafciarkach zwłaszcza- zupełnie nie myślałam,
a jak wiecie, stałam się "specjalistką" od Berniny :)
w której to marce jestem wiernie zakochana 
od pierwszego wejrzenia w Krakowie.

Pokochałam piękne, nowe tkaniny,
choć dalej uważam, że 
P R A W D Z I W E patchworki są z resztek
i tkanin odzyskanych,
na pewno nie z tkanin z jednej kolekcji.

Dowiedziałam się zupełnie nowych rzeczy o sobie-
pozytywnych (!)

Dowiedziałam się zupełnie nowych rzeczy o ludziach,
którzy mnie otaczają.

Ach- na pewno interesują Was kwestie finansowe
-hmm...nauki kosztowały. Nie wzbogaciłam się.
Bardzo oględnie mówiąc.
A tak poważnie - zabrakło mi czasu, w najlepszym momencie,
kiedy Patchwork Wrocław naprawdę zaistniał na
mapie Wrocławia- musiałam wszystko przerwać.

:(

cóż jeszcze?

Teraz moja Szkoła Patchworku
niejako na wygnaniu funkcjonuje w Dolinie Baryczy
w naszym " domu dla gości".
Warsztaty odbywają się raz w miesiącu przez 2-4 dni
z noclegami.

Sklep w zawieszeniu- ten stacjonarny 
i (w tym momencie- aż do grudnia)
ten internetowy.

Co będzie dalej?
Na razie są plany powrotu do Wrocławia ,
nie prędzej jednak, niż zostanie oddana droga S-5.

...cóż jeszcze?

Moja pracownia wygląda teraz tak:













Pracownia, w której odbywają się warsztaty jest 
oczywiście większa, zaproszę Was przy okazji następnych kursów
( prawdopodobnie 5-6 listopada)

I jak myślicie?
Było warto?

pozdrawiam, Ola










2 komentarze:

  1. Wygląda wszystko ślicznie, więc marzenia chyba zadowolone?
    Zazwyczaj w marzeniach widzimy tylko takie sliczne obrazki i niespecjalnie zastanawiamy się nad trudem i kosztami, ktory do takich rezultatów doprowadza. Ale dzięki temu nie zniechęcamy się już na wstępie :)

    Gratuluję tych 3 lat i życzę wielu kolejnych wypełnionych radością ze spełniania marzeń. Ta radość jest bezcenna (podobnie jak zdobyte doświadczenie!)!

    A co do "prawdziwości" patchworku - to jeden z mitów założycielskich. Gdyby pionierki miały do dyspozycji kolekcje tkanin takie jakie mamy my, szyłyby z nich. Ale piekne tkaniny były daleko i drogo, więc kombinowały z tego co było dostępne.
    To trochę tak, jakby utrzymywać, że prawdziwy sweter to ten zrobiony ze sprutej (odzyskanej) wełny.
    Cieszmy się, że los dla nas łaskawy i mamy łatwiej, piękne rzeczy da się zrobić za wszystkiego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że warto spełniać swoje marzenia.
    Jak widać wiele rzeczy się udało i życzę Ci tego, żeby tak było nadal.
    Do przodu z nowymi planami, projektami, marzeniami!
    Podoba mi się Twoja pracownia. Sama marzę o takim kąciku do tworzenia. I wierzę, że w końcu będę miała swoją własną pracownię :)
    Powodzenia!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń