Jakiś czas temu wyszukałam w wiadomym sklepie
strzępki czegoś, co było kiedyś patchworkiem.
Nie mogłam zostawić- przecież nikt by tego nie kupił.
Kupiłam. Wyprałam, wyprułam dziurawy spód,
zielone podarte brzegi- na szczęście nie był pikowany.
Najpierw dokładnie cały pozszywałam ręcznie,
niektóre z trójkątów musiałam wymienić.
Dodałam niebieską ramkę, ocieplinę, spód.
Ręcznie przepikowałam, ale niestety
zapas na szwach był tak mały, że dalej się"rozłaziło".
Przeleciałam więc wszystko lotem trzmiela
w różnych kolorach.
Im większa powierzchnia,
tym bardziej wciąga takie pikowanie :)
Teraz nic mu już nie grozi.
Na marginesie: bardzo, bardzo prosty wzór.
***
Pozdrawiam, Ola
Od dziś można powiedzieć, że z Ciebie takie "Pogotowie Patchworkowe". Brawo! Świetna robota, zasłużył na uratowanie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kamila
po prostu widząc coś takiego widzę od razu Kogoś, kto kiedyś włożył wiele trudu w swoją pracę, każdy jeden ścieg, zwłaszcza ręczny- to warte jest uratowania...
UsuńOjej..nie wiem , gdzie Ty wynajdujesz patchworki w sh.. masz jakiś dar , że sama je przyciągasz :) Ostatnio byłam w takim jednym ale oprócz materiałów nie było nic takiego..patchworkowego..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
Wow, jaki piękny patchwork! Świetna robota odratowawcza, w życiu bym nie powiedziała, że był to kiedyś niechciany brzydalek!
OdpowiedzUsuń